Wędkarstwo czasami potrafi nas potwornie zaskoczyć. Poniższe zdjęcie przedstawia warunki w jakich przyszło mi się zmierzyć z zasobami rybnymi tej wspaniałej wody. To był spontaniczny wyjazd „przy okazji”. Generalnie wyjazd w innym temacie bardziej służbowy który postanowiłem połączyć z kilkoma godzinami polowania na lina i karasia w zarośniętych zakamarkach lewej strony łowiska. Cała woda, co o tej porze całkiem normalne zajęta przez wędkarzy karpiowych. Zresztą takie sa zasady panujące na łowisku. Spinningujemy wyłącznie późną jesienią.
Godzina poszukiwania ryb w jednej z dziur kompletnie bezowocna. Dość gruba zanęta złożona z pelletu i kukurydzy konserwowej połączonej z ziarnami preparowanej kukurydzy Adder Carp nie dała żadnej zadowalającej zdobyczy. Nagle coś zawirowało i przez głowę przemknęła myśl. Drapieżnik stoii w tej dziurze. Kilka rzutów i jest – PIERWSZY W ŻYCIU PSTRYK.
Teraz to wiem, ale w pierwszej chwili kontakt z rybą na delikatnej wędce z 2 gramowym twisterkiem, przypominał złapanie za linę cumowniczą łodzi podwodnej. Lekceważąco wyczekiwałem gdy ryba po prostu mnie pozamiata ale ryba pływając majestatycznie po zatoce zaczęła słabnąć. Gdy pokazała się na powierzchni prawie osłabłem i ja. Kilka zwrotów i udało się go podebrać. Siatka do wody, która w przypadku takich wyjazdów stanowi WIĘZIENIE dla aktorów do zdjęć i powrót do brzegu na „pagajach”, by wykonać sesję z jedną z piękniejszych moich zdobyczy w życiu.
W pudełeczku wiele kolorowych cacuszek a ja monotematycznie PERŁOWA BIEL. Telefon do Bartka, kilka porad i wracam ponownie w to miejsce. Żartujemy sobie, że otwarcie sezonu sandaczowego mam jak profesor. Kilka rzutów i …………….
Pstryk ……………. zacięcie i po kilku chwilach ryba spada. Ponowny telefon do Bartka. Instrukcja postępowania w takich sytuacjach. Siły to za wiele w sprzęcie nie mam, ale próbować trzeba. Kolejny pstryk i siedzi – TO SIĘ UDA.
Pewnie wcześniejszy był większy, bo tego udało się „zakuć”. Hol tym razem przy pełnej mojej kontroli. Rybka nie za duża, ale na tym zestawie każda ryba rośnie do rangi godnego przeciwnika.
„Pstryków” było jeszcze kilka. Trudne do zacięcia ale nad wyraz charakterystyczne. Można się zakochać, Dookoła śpiew rybitw, który bardzo subtelnie od drażniącego dźwięku przeistoczył się w muzykę grającą razem z przyspieszonym biciem serca całkiem ciekawą melodię.
Chwila odpoczynku, na pontonie niezbyt wygodnie, ale cały czas nadzieja na kolejne spotkanie z „mętnookim” była dość skutecznym „rehabilitantem” dla nie przyzwyczajonego kręgosłupa, w każdym z jego docinków.
Pstryk – SIEDZI !!!!! spadł i ponownie uderzył, a może to jego brat??? kolega ??? – nie ważne. Ważne, że znów ta piękna ryba spogląda na mnie swoimi wyłupiastymi ślepiami, szczerząc swój niekompletny przetrzebiony zgryz.
Coś niesamowitego. Przecież ja nie umiem złowić skutecznie nawet kilku okonków. To co się wydarzyło daje mi wiarę, że może kiedyś się tego nauczę. Na tą chwilę triumfuję łowiąc ich ciut większych kuzynów.
Z wielką radością przelewam te kilka słów na wirtualny papier. Rybieniec to fantastyczna woda o wielkim rozwojowym potencjale.
Doskonale prowadzona pod względem polityki zarybieniowej pozwala nam cieszyć się ze złowionych ryb na tyle by zapomnieć, iż jest we władaniu prywatnych rąk, które bardzo często sprawiają, ze wszystko przychodzi zbyt łatwo. Dlatego wielu tu wraca i wracał będę i JA.
Nareszcie mam swoją spinningową super opowieść, której zazdrościłem Darkowi, Bartkowi i Markowi.
MAM I JA 🙂
Daniel Elredaktore – ZANDER MASTER –
Kruszyna hehehehe